Objawów praktycznie nie mam wcale.
Jestem śpiąca tylko i troszkę boli mnie brzuch, ale za to głowa boli mnie strasznie.
Może to przez tą jesienną pogodę...
Co to znaczy okaże się już niedługo.
Wczoraj wieczorem strasznie się rozkleiłam. Pisaliśmy z moim M. i nie mogłam się opanować. Wpadłam w panikę, że znowu się nie uda.
Łzy same leciały mi z oczu.
Im bliżej terminu bety tym gorzej czuje się psychicznie. Martwię się, przeżywam, płaczę.
Targają mną straszne emocje.
Miałam nie wychodzić z domu. Najchętniej to bym przespała całe te 2 tygodnie i obudziła się dopiero w dniu pobrania krwi.
Leżąc w łóżku doszłam do wniosku, że zwariuje.
Ogarnęłam się i o 10 pojechałam do przychodni do której mama poszła godzinę wcześniej do lekarza.
Prawie godzinę czekałyśmy. Takie było opóźnienie.
Mama w styczniu lub lutym ma mieć operację. Jeśli zajdę w ciążę przyjadę do nich i będę im pomagać.
Wkońcu ktoś będzie musiał brata do szkoły wozić i odbierać, a siostra być może już wtedy będzie miała pracę zamiast wolontariatu.
Mój M. i tak jest za granicą. Przyjeżdża na tydzień tak co 3 tygodnie, czasami co miesiąc.
Zobaczymy może wyjadę do niego...
Ale póki co nie mogę.
Chcę wykorzystać wszystkie procedury w ramach programu.
Oby udało się jak najszybciej.
Po wizycie u lekarza pojechałyśmy jeszcze do urzędu. Tym razem ponad godzina czekania.
Do domu wróciłyśmy o 12:30.
Położyłam się bo czułam się jakbym przebiegła maraton.
Strasznie senna jestem kolejny dzień.
Nie spałam jednak. Oglądaliśmy z bratem bajki.
Kolejny dzień jakoś minął.
Coraz bliżej do bety.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz