Mimo kompletnego braku doświadczenia, postanowiłem samodzielnie rozpocząć budowę mojego własnego małego domku. Plany i działkę miałem już od dawna, a teraz zbierałem fundusze na zakup materiałów.
W internecie można teraz znaleźć wszystko, wiec liczyłem, że na pewno dam radę.
Pierwsze problemy zaczęły się, gdy miałem kopać fundamenty. Domem miał być niewielki, ale i tak wykopanie fundamentów stało się koszmarem. Wyznaczyłem sznurkami miejsca pod wykopy i wziąłem się do pracy. Nieprzyzwyczajone dłonie szybko pokryły się pęcherzami i ranami. Żona przeraziła się i uruchomiła swoje znajomości. Oczywiście zrobiłem jej awanturę, ze przecież to miała być moja praca!
Małżonka jednak stwierdziła, ze oprócz domu chce mieć także zdrowego i sprawnego męża. Przestałem oponować, gdy rano zakwasy nie pozwoliły mi wstać z łóżka. Zamówiona przez zonę koparka uporała się z całym wykopem w jeden dzień, podczas gdy ja w tym samym czasie wydłubałem w ziemi metrowy kawałek gruntu. Za tę usługę zapłaciłem naprawdę niewiele, czym byłem zdumiony.
Kolejny problem pojawił się, gdy miałem zalewać fundamenty. Położyłem w ciągu tygodnia szalunek, tak, jak widziałem to na filmie instruktażowym. Wiele dni zajęło mi wypełnianie gryzem fundamentów. Żona tylko kręciła głową, kiedy z trudem dźwigałem pełne kamieni taczki. Po pracy padałem z nóg, ale byłem dumny z postępu prac. Gdy przyszło do zalewania fundamentów, pożyczyłem betoniarkę i chciałem zacząć mieszać żwir z cementem. Sąsiad spytał, czy wiem ile łopat piasku na worek cementu muszę wrzucić.
Oczywiście nie wiedziałem. Poradził mi, abym dawał na około 25 kg cementu 45 kg piasku i półtora wiadra wody. Spróbowałem i…nie mogłem ruszyć taczki. zawziąłem się jednak i chciałem siłą rozpędu podjechać po grząskim gruncie do wykopu. Można się domyślić, że nogi mi się rozjechały, łupnąłem głową w uchwyt taczki, a w lędźwiach poczułem ból i usłyszałem chrupnięcie. Straciłem przytomność,.
Ocknąłem się w karetce, gdzie zmartwiona żona podawała lekarzowi moje dane. W szpitalu dokładnie mnie prześwietlili, a lekarz dyżurny stwierdził, ze miałem dużo szczęścia. Poza dużym guzem i lekkim wysunięciem się dysku w dolnej części kręgosłupa, nic mi się nie stało. Dobrze mu było mówić. Nie umiałem się ruszać, a głowa bolała jak po dobrze zakrapianej alkoholem impreza.
Gdy ja musiałem pobyć da obserwacji kilka dni w szpitalu (żona mi to załatwiła), ukochana postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.
Tego, co zobaczyłem po dwóch tygodniach przymusowego pobytu w łóżku, nie sposób opisać. Najpierw się wściekłem, ale po chwili zrozumiałem, że ja bym tej pracy w tak krótkim czasie nie zrobił. Mój dom bowiem stał w stanie surowym!
Żona miała kuzyna, który prowadził firmę budowlaną. Pomogła mu kiedyś w otrzymaniu wielu pozwoleń na założenie tej firmy, więc wykorzystała dług wdzięczności. Kuzyn miał kilka dni wolne pomiędzy zleceniami, więc przyjął kilku dodatkowych pracowników i wyprowadzili budowę do stanu surowego. Nawet prace dekarskie udało się wykonać, bo jeden z pracowników to zdolny dekarz.
Spotkałem się z kuzynem, aby zapłacić pracownikom i podziękować za pomoc. Gdy spotkałem go na kolejnej budowie, miał mało czasu, ale rozjaśnił mi w głowie. Uświadomił mi, że dziś samodzielne budowanie to nie hart ducha i samozaparcie, ale…głupota. Marnuje się cenny czas, który kradnie się rodzinie, Kiedyś, gdy niczego nie można było kupić i załatwić, człowiek musiał działać sam. Dziś czas stał się cenny i trzeba oddać niektóre działania fachowcom, a zaoszczędzone godziny spędzić z bliskimi lub po prostu zarobić na wspólne wakacje.
Stwierdziłem, że i żona i kuzyn mieli racje. Porwałem się z przysłowiową motyką na słońce, bo chyba chciałem zostać „bohaterem domu”. Wszystko mnie jednak przerosło…
Teraz nadzoruję budowę, ale pracuję zdalnie w domu i nie muszę brać urlopu. Finansowo radzimy sobie nieźle. Oczywiście oszczędzamy, ale cały czas jesteśmy razem. Rozmawiamy o postępach w budowie, o planach, jak go wykończymy, co posadzimy w ogrodzie.
Zrozumiałem, że rozdęte ego o mało nie zniszczyło mojego zdrowia jak i małżeństwa!